Styczeń
Podjąłem się trudnej roli pisania miesięcznych porad do miesięcznika „Pszczelarstwo”. Piszę – 40 lat – po prof. Demianowiczu, który w 1962r. radził jak efektywnie prowadzić pasiekę. Każdy następny, piszący porady ma coraz trudniejsze zadanie, bo co nowego napisać, aby nie zanudzić doświadczonych pasieczników a jednocześnie nie zniechęcić pszczelarzy początkujących.
Mam jednak nadzieję, że moje więcej niż trzydziestoletnie doświadczenia w pszczelarstwie wniosą jakieś nowe elementy do praktyki pszczelarskiej.
W styczniu
W pasiece: Zapewnić pszczołom spokój i chronić przed dostępem zwierząt i ludzi na pasieczysko. Kontrolować (z daleka) po większych wichurach, czy np. wiatr nie zwiał z uli daszków.
Porady miesięczne powinny rozpocząć się od „Nowego Roku Pszczelego” tj. od sierpnia, kiedy to po miodobraniu pszczoły i pszczelarz zaczynają pracować na przyszłoroczne zbiory. W styczniu pszczoły siedzą w ulach, a pszczelarz nie ma prawie nic do roboty w pasiece. Najlepiej wtedy nie chodzić w ogóle po pasieczysku, aby nie zakłócać pszczołom spokojnej zimowli. Wyjątkiem mogą być cieplejsze dni z temperaturami dodatnimi.
Ule powinny być szczelne, z wkładkami wylotowymi nie wyższymi niż 8 mm, do których nie przecisną się myszy. Stosowanie trucizn nie jest godne polecenia z uwagi na możliwość wytrucia kotów lub drapieżnych ptaków, które mogą zjeść podtrutą mysz w momencie wyjścia jej z ula.
Pamiętajmy, że jeden taki drapieżnik zniszczy więcej gryzoni niż najlepsza trutka. Do zastosowania w magazynach i pracowniach niezłe są też pułapki, ale one raczej przeznaczone są do stałej obsługi. Chociaż pułapki sprężynowe są łatwo dostępne, to mają zasadniczą wadę – pułapka taka od momentu jej zastawienia może złapać tylko jedną mysz. Aby złowić następną mysz, pułapkę należy opróżnić ze złapanego zwierza, a czynności jej nastawienia powtórzyć. Wady tej nie ma prymitywna, ale jakże skuteczna pułapka wykonana z dość wysokiego naczynia (garnek, kubełek, słój, lub tp.), którego otwór zamykamy sztywnym pergaminem, lub kalką techniczną, przymocowując ją gumką lub sznurkiem, tworząc swojego rodzaju pokrywę. W pergaminie wykonujemy 4 – 8 nacięć (w gwiazdę) nie docinając do krawędzi garnka na około5 cm. O garnek opieramy kilka listewek, z wbitymi w górnej ich części gwoździkami, którymi zaczepia się listewki o naczynie. Wnętrze naczynia, pergamin jak i listewki, smarujemy wędzonką (np. boczkiem lub kiełbasą). Mysz, podążając za zapachem wędruje w górę, by następnie zeskoczyć na pergamin, który wydaje się jej dostatecznie trwałym podłożem. Jednak zeskakując, wpada, do wnętrza naczynia przez przecięcia. Próby wyskoczenia nie powiodą się, bo przeszkadza jej krąg pergaminu wokół ścianek. Tym sposobem możemy wyłowić wszystkie myszy z magazynu. Jeżeli nie mieszkamy na miejscu, a chcemy mieć stuprocentową pewność, ażeby złapane myszy jakimś sposobem nie uciekły, wlewamy do naczynia wodę, w której będą się topić.
Stare i nie tak bardzo nowe sposoby zimowania pszczół
Dawniej o tej porze roku zalecane było tzw. „podsłuchiwanie pszczół”. Gumowym wężykiem (niczym stetoskopem) – jednym końcem włożonym w wylotek ula – opukując pień, nasłuchiwano jak zachowują się pszczoły. Niezależnie jednak od wyniku nasłuchów, o tej porze roku praktycznie nie można nic zrobić. Bezmatkowi o tej porze roku matki się nie podda, a rodzina bez zapasów zimowych tylko źle świadczy o pszczelarzu i wszelkie sposoby jej ratowania nie dadzą wiosną (o ile przeżyje) pełnowartościowej jednostki produkcyjnej. Lepiej zaopatrzyć rodziny pszczele w odpowiednio duże zapasy pokarmu jesienią, a z opukiwania i podsłuchiwania zrezygnować, gdyż może ono przynieść nam więcej szkody niż pożytku.
Bardziej sensowne jest natomiast zabranie ociepleń w tydzień po ostatnim karmieniu i pozostawienie gołych ramek do pierwszego oblotu. W tym szaleństwie tkwi sposób na poinformowanie matki pszczelej, że już jest zima i należy przerwać czerwienie. Zimny wychów oprócz nielicznych wad (jak np.zwiększenie spożycia zapasów) ma też swoje zalety. Najważniejszą z nich jest opóźnienie czerwienia matek nawet do marca.
Warto przypomnieć, że w okresie, kiedy w ramkach znajduje się czerw – niezależnie od temperatury zewnętrznej – wewnątrz ula jest utrzymywana względnie stała temperatura od 34 do 350C. Jesienią, wraz z wylęgnięciem się ostatniego czerwia, temperatura obniża się w granicach 20 – 15 0C. Od tej pory ulega ona różnym wahaniom.
Początkowo luźny zimowy kłąb przy dość wysokiej temperaturze zewnętrznej nie reaguje tak ostro na zmiany ciepłoty w ulu. Najważniejsze jest miejsce lokalizacji matki, gdzie temperatura nie powinna spaść poniżej 18 0C, bo może to mieć wpływ na jej czerwienie. Aby przekonać się o rozkładzie temperatury w ulu zimą, badacze nawiercili w ulu otwory i umieścili w nich termometry, uzyskując wyniki takie jak na rysunku. Nową metodą jest badanie za pomocą termistorów.
Okazało się, że nawet w największe mrozy pszczoły starają się w bezpośrednim sąsiedztwie matki utrzymać 20 0C. Podczas obniżenia się temperatury, pszczoły jako źródło energii wykorzystują silne mięśnie tułowia służące im do poruszania skrzydłami. W czasie lotu ruchy te są tak szybkie, że ludzkie oko nie widzi ich. Zimą, chcąc ogrzać ul, pszczoły nie rozpościerają skrzydeł, tylko wykonują ruchy mięśniami w taki sposób, że my widzimy tylko drgania tułowia i trzepotanie złożonych skrzydeł. Ruchami mięśni wykonują tak dużą pracę mechaniczną, że w jej wyniku wydziela się ciepło, a tym samym podnosi się temperatura w ulu.
Po kilku minutach temperatura wzrasta na tyle, że pszczoły zaprzestają dalszego ogrzewania i swoimi ciałami starają się zamknąć wewnątrz „kulę ciepła”. Po nagrzaniu kłębu pszczoły zamierają w bezruchu i następuje powolne schładzanie gniazda. Schładzanie może trwać od kilku do kilkudziesięciu godzin.
Proces ten zależy w głównej mierze od wielkości rodziny, jakości ula i użytych ociepleń oraz temperatury zewnętrznej. W pierwszym przypadku musimy pamiętać, aby zazimować silne rodziny. Silna rodzina mniejszym wysiłkiem utrzyma właściwą temperaturę przy mniejszym zużyciu pokarmu i jest w stanie dłużej „utrzymać kulę ciepła”. Ciepły ul nie pozwoli na nadmierne straty ciepła, a co najważniejsze – nie będzie zawilgocony. Jedynie zewnętrzne warunki mają wpływ na częstotliwość cyklów grzewczych i zużycie pokarmu.
Uważa się, że w sposób niemal niezauważony następuje stały i systematyczny wzrost temperatury ogrzewającej ul. Jeżeli przyjmiemy umownie, że jesienią pszczoły „włączą” ogrzewanie przy 18 0C, to następny cykl grzewczy wystąpi przy 18,01 0C, któryś z kolei przy 19 0C, aż temperatura osiągnie 33 – 34 0C. Od tej pory pszczoły nie dopuszczają do wychłodzenia wnętrza kłębu i tym samym mobilizują matkę do czerwienia. Po złożeniu przez matkę pierwszych jajeczek zaczynają utrzymywać temperaturę 34 -35 0C, więc podobną do letniej.
Pierwsze larwy, które pojawiają się już w styczniu, są karmione przez jesienne pszczoły. Każda z nich jest w stanie, najczęściej kosztem własnym (zapasami zgromadzonymi we własnym ciele), wykarmić 5 – 6 larw. Następnie młode pszczoły wylęgnięte z zimowego czerwia przejmują na siebie rolę karmicielek większej liczby larw z jaj składanych przed oblotem. Jakość karmicielek i ich wychowanek zależy od „utuczenia się” jesiennych pszczół oraz zapasów pierzgi zgromadzonej w ulu. Należy również przypomnieć, że dla wykarmienia jednej larwy zużywana jest jedna komórka miodu i ? komórki pierzgi. Jeżeli nie zaopatrzyliśmy rodziny jesienią w dostateczny zapas pierzgi oraz umieściliśmy ją w gnieździe w taki sposób, że w okresie wznowienia czerwienia pszczoły mają utrudniony do niej dostęp, to nowe pokolenie jest słabe, chorowite i nie rokuje nadziei na dłuższą żywotność, a tym samym, na wychowanie dalszych silnych, licznych pokoleń. Cała wytężona praca zimujących pszczół ulega zaprzepaszczeniu. Pszczelarz odbiera to jako słaby wiosenny rozwój rodziny. Z tego możemy wywnioskować, że:
Wczesne czerwienie w końcu stycznia lub w lutym jest szkodliwe.
Karmicielki wyczerpują się zbytecznie. Następuje przedwczesne zużycie zapasów pierzgi – bez możliwości jej uzupełnienia. Pojawienie się czerwia skutkuje podwyższeniem temperatury i tym samym zwiększonym spożyciem pokarmu, co powoduje dalsze nadmierne przepełnienie jelita tylnego przy złym trawieniu i mimowolne oddawanie kału w ulu.
Przepełnienie jelita masami kałowymi powoduje wzmożony ruch pszczół w kłębie. Można przyrównać to do ludzkich zachowań, kiedy człowiek „przyciśnięty” naturalną potrzebą nie mogąc jej zaspokoić przebiera nogami, by w krytycznym momencie (nie zwracając uwagi na sytuację i otoczenie) ulżyć sobie
Podobnie jest u pszczół. Z tym, że im wcześniej u pszczół zimujących przepełni się jelito, tym szybciej rośnie temperatura z uwagi na nadmierny ruch pszczół chcących się wypróżnić. Powoduje to zbyt wczesne czerwienie matek bez możliwości oblotu i uzupełnienia zapasów pyłku.
Rozwiązaniem jest zimowanie silnych rodzin i „chłodny wychów”.
Nie musimy się obawiać, że tym sposobem opóźnimy wiosenny rozwój. (Szerzej napiszę o tym we właściwym czasie). Większość stosowanych uli posiada dobre ocieplenia i raczej należy obawiać się o zawilgocenie uli, niż o wyziębienie pszczół tym bardziej, że klimat się ociepla i mamy nietypowe zimy z dość wysokimi temperaturami.
Zimą 2000/2001 w mojej pasiece najlepiej zimowała rodzina z wylotkiem bez wkładki (wylot otwarty na całą szerokość ula wielkopolskiego). Natomiast ogromne problemy miałem z wilgocią u rodziny, która sama zasiedliła ul warszawski zwykły, stojący w pasiece jako eksponat. Silna rodzina w ulu z niewielkimi wylotkami produkowała takie ilości pary wodnej, że ta – nie mogąc opuścić ula – grawitacyjnie skraplała się na daszku. Nie pomogły nawet wywiercone otwory (2 x po 25 mm) w każdym szczycie daszka. Nie ma w tym nic dziwnego, bo z 1 kg zjedzonego pokarmu otrzymujemy prawie1 litr wody ze skroplonej pary to tak jakby równomiernie rozpylić 1 litr wody po całym ulu. A przecież tych litrów będzie tyle, ile jest litrów pokarmu! Dlatego nie obawiajmy się zimna. Wskazane jest umożliwienie cyrkulacji powietrza od wylotka w górę pod daszek i na zewnątrz.
Ciepło czy zimno?
Pszczelarze stosujący „ciepłą zabudowę uli” mających w korpusach dodatkowy otwór, mają możliwość wykorzystania tego otworu (zasiatkowanego) jako wentylacji. Nie namawiam do ustawiania ramek na ciepłą zabudowę, bo każdy sam wie, jak jest dla niego najwygodniej i najlepiej. Jednak ja, po wielu latach doświadczeń, mając wśród tych z zabudową zimną, kilka uli z ciepłą zabudową, przekonałem się jednak do zabudowy ciepłej.
Ule z dodatkowymi otworami wentylacyjnymi dają gwarancję, że nawet ośnieżone, a następnie po odwilży, skute zlodowaciałym śniegiem wylotki nie będą powodem braku tlenu w ulu. Pszczoły potrzebują zimą nie tylko tlenu, ale i dwutlenku węgla, który działa na nie niejako narkotycznie, spowalniając procesy życiowe. Dla dobrej zimowli wskazane jest w kłębie 2,5% stężenie CO2. Takie stężenie występuje tylko u rodzin silnych. Powoduje ono zmniejszenie zużycia pokarmu, spokojniejsze zimowanie i dłuższą żywotność przezimowanych pszczół. Poniższa tabela pokazuje jakie stężenie dwutlenku węgla występuje u zimujących rodzin w zależności od ilości osobników w kłębie.
Zgodnie z powiedzeniem, że „nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu”, nie usuwamy z wylotków śniegu i nie niepokoimy pszczół. Wszelkie nienormalne dla nich odgłosy, wstrząsy itp. powodują pobieranie dodatkowych ilości pokarmu i tym samym rozluźnienie kłębu. Chociaż warto wspomnieć i o tym, że pszczoły – będące przecież starsze niż rasa ludzka – musiały jakoś się zabezpieczyć przed zimowymi niespodziankami, skoro przeżyły miliony lat!
W swojej praktyce miałem przypadek, kiedy zimą musiałem przy temperaturze około -10C przewozić ule z pszczołami. Wiosną okazało się, że spadłych rodzin było nieco więcej (bo około 20%) i zimowy osyp był większy, ale rodziny przeżyły. Jednak wyjątkowe sytuacje nie stanowią reguły i nie należy pszczołom utrudniać życia.
Zimowe miesiące dla pszczelarza powinny być również okresem prac przygotowawczych do nadchodzącego sezonu. Ostatnie minione lata niezbicie dowodzą, że tylko dobrzy pszczelarze niezależnie od aury (za wyjątkiem przypadków ekstremalnych) nie narzekają na katastrofalne zbiory. Nie widzę możliwości nowoczesnego prowadzenia pasieki bez ula na wadze oraz izolatorów (izolatory dotyczą głównie gospodarki stacjonarnej). Minęły już czasy, kiedy waga w pasiece była luksusem. Obecnie do tego celu można wykorzystać nawet wagę łazienkową, na której stawiamy ul na zmodernizowanym stołku ulowym, dopasowanym do wielkości wagi. Waga taka kosztuje w granicach 30,00zł. (lub taka sama tyle, że dokładniejsza elektroniczna za nieco ponad 100 złotych). Nie proponuję stosowania specjalnych wag pszczelarskich do ważenia ula, bo są zbyt drogie. Nie są dla nas istotne pomiary ciężaru ula z aptekarską dokładnością. Nas interesują takie wyniki, jak: ubytek, mały przybytek rozwojowy, przybytek średni i przybytek duży. Na podstawie zapisków z poszczególnych sezonów i uproszczonych obserwacji fenologicznych jesteśmy w stanie przewidzieć termin wystąpienia pożytków, właściwego przygotowania do niego pszczół, a co najważniejsze – wiemy, kiedy można przeprowadzić miodobranie. W gospodarce stacjonarnej, a niekiedy i w wędrownej, zastosowanie izolatorów jest gwarancją dobrych zbiorów. Dlatego zimą należy przeanalizować swoje dotychczasowe działania, zweryfikować popełnione błędy z ubiegłego sezonu i podjąć właściwe środki zaradcze na przyszłość.
Jacek Jaroń